Mówiąc krótko jednym zdaniem: border wprowadził do domu bardzo dużo radości. Lilly została pełnoprawnym członkiem rodziny, dającym bezwarunkową i nieograniczoną miłość, nawet gdy się na nią czasem złościmy, bo ma swoje borderowe ADHD (np. strasznie nie lubi kichania).
Jest wyrozumiała, przytulaśna i inteligentna, ale wymaga oczywiście dużo uwagi. Zmieniła nasz układ dnia, bo zaczynamy i kończymy dzień długim spacerem. Muszę trochę ją zmęczyć też w południe, żeby spokojnie odpoczywała, kiedy pracuję. Każde uruchomienie młynka do kawy kończy się zabawą z piłką. Powrót do domu z podróży służbowej to mnóstwo radości, całusów i skoków. Poświęcam jej chyba najwięcej czasu, więc zostałem wybrany na przewodnika stada, no i okazało się, że jest dość zaborcza, bo zazdrość o mnie jest okazywana na każdym kroku. Nie wolno mnie przytulać ani okazywać mi innych fizycznych objawów sympatii w obecności Lilly, bo każdy zostanie nerwowo obszczekany.
Nigdy nie przypuszczałem także, że będę miał zwierzę w łóżku, ale dla wygody przeniosła się z klatki do nas (nawet jeśli czasem się rozpycha, to i tak jest pełnoprawnym “spaczem”). A gdy budzi się wcześniej, sprawdza, czy śpimy i czeka kulturalnie, aż wstaniemy i zabierzemy ją na spacer. Jest też osobistym alarmem, bo każdy, nawet najmniejszy szelest trzeba skontrolować i obszczekać. Idealny i niezmordowany kompan do sportu, nie biegamy już w samotności, a i tempo można poprawić, bo nasza niecierpliwa psina zdrowo ciągnie przez pierwsze parę kilometrów.
Pomaga także w recyklingu, bo każde pudełko po jogurcie, serku, śmietanie, lodach jest elegancko wylizane bez potrzeby marnowania wody. Butelki po mineralnej idealnie sprasowane, jak się trafi pudełko tekturowe, zostaje przemielone na kompost!
A na koniec wszechobecna sierść, na którą nikt już nie zwraca uwagi (może poza obcymi osobami w aucie). Jako wyznacznik podam przykład obiadu z zeszłego tygodnia, kiedy zjadłem Lilly włos razem z sosem, spokojnie wyjąłem go z ust i kontynuowałem jedzenie.